To chyba pierwsza tak długa przerwa w moim pisarzeniu. Głupio usprawiedliwiać się brakiem czasu i to jeszcze w wakacje, ale niewątpliwie prawdą jest, że w trakcie urlopu z niczym się człowiek nie może wyrobić...:)
Drugą połowę czerwca oraz pierwszy tydzień lipca spędziliśmy w Polsce. Plany mieliśmy górnolotne: odwiedzenie znajomych we Wrocławiu, Muzeum Historyczne i Galeria Zdzisława Beksińskiego w Sanoku, Zamość, Lublin... Jakby tego było mało, myślałam naiwnie, że w jeden dzień zrobimy różnorakie zakupy kosmetyczno-przemysłowo- spożywcze, zakupimy meble do naszego ,,nowego'' domu i będziemy mieć jeszcze wystarczająco dużo czasu na relaks pod gruszą (która w naszym przypadku nazywa się lipą) w Sitnie.
Niestety poszukiwania mebli, odpowiednich materaców, stelaży do łóżek, lamp i tym podobnych okazały się bardziej czasochłonne niż mogłam przypuszczać. W efekcie musieliśmy zrezygnować z kilku spotkań towarzyskich, a nasze plany eksploracji Polski zostały przełożone na bliżej i dalej nieokreśloną przyszłość.
Jeśli opis powyżej brzmi przygnębiająco, to śpieszę donieść, że pomimo przetasowań w rozkładzie zajęć nasze wczasy były bardzo przyjemne i chyba produktywne, bo z Polski wyjechaliśmy ze skórami muśniętymi słońcem oraz przyczepką po brzegi załadowaną zakupami. :)
Poniżej kilka(naście) pięknych momentów:
z dziewczętami z hungi
niedźwiadek na warszawskiej Pradze, rozkoszny
bar mleczny Rusałka. Ich leniwe były przepyszne!
Odwiedziny u Oksany i oglądanie jej nowego mieszkania. Zwana przez nas Oksi była przez wiele lat nauczycielką angielskiego moją i Dominiki i to w dużej mierze dzięki niej mój poziom języka jest jaki jest (czyli nieskromnie mówiąc nienajgorszy:p))
beztroska:)
Z naszym angielsko-czeskim kolegą Janem i jego dziewczynią Anią :)