czwartek, 1 sierpnia 2013

Długi weekend

Dziś wczesna pobudka i podróż do domku letniskowego, w którym mieliśmy spędzić długi weekend wspólnie z kilkorgiem znajomych. Zanim jednak ruszyliśmy w drogę, czekała mnie nieoczekiwana wizyta u dentysty. Dzień wcześniej w trakcie jedzenia żelek ukruszył mi się ząb. Ponieważ miało to być moje pierwsze doświadczenie z tutejszą publiczną służbą zdrowia (i pierwsze z fińskim dentystą w ogóle), nastawiłam się na nieprzyjemnego lekarza traktującego mnie jak intruza. Przeżyłam szok, gdy pan dentysta przedstawił się z imienia/nazwiska, podał rękę na przywitanie, oraz przez całą wizytę był bardzo uprzejmy i miły. Cierpliwie wszystko wyjaśniał. W dodatku chwalił nie tylko moje zęby, ale i znajomość fińskiego. :) W prywatnych gabinetach dentystycznych w Polsce nie traktowano mnie tak serdecznie jak tu!


Po zrobieniu zakupów ruszyliśmy w trasę. W Iitti, niewielkiej miejscowości położonej około 50 kilometrów od Lahti, byliśmy po godzinie 15:00.  


Dom letniskowy (fiń. Kesämökki) został wybudowany przez Jukki tatę w zasadznie niemalże od początku do końca. Tata z zawodu jest inżynierem budowlanym i po przejściu na emeryturę hobbistycznie zajmuje się... budowaniem domów. :P Ponieważ robi to z czystej przyjemności, nie ma żadnej presji czasowej. Z tego też powodu budowa wspomnianego domu trwa już od mniej więcej dwóch lat. Wciąż pozostało sporo do zrobienia, choć są to raczej detale dotyczące bardziej kwestii estetycznych. W budynku jest bieżąca woda, ogrzewanie, a nawet internet (choć dosyć często zawodzi połączenie).



Na dole znajduje się salon z kominkiem, aneks kuchenny i część jadalna, z której rozpościera się przepiękny widok na jezioro położone tuż u podnóża domu. Oprócz tego jest łazienka, sypialna i jeszcze jedno pomieszczenie, które docelowo będzie drugą sypialnią. Piętro to otwarta przestrzeń, która spokojnie pomieści 5-6 osób.


Z salonu wychodzi się na taras, który jest chyba moją ulubioną częścią domu. Bardzo przypadło mi w tym roku siedzenie na nim i czytanie książek, albo obserwowanie kaczek pływających po ,,naszym'' jeziorze. Piszę to w cudzysłowie, ponieważ w Finlandii nie można kupować na własność wód. To oznacza, że mimo iż jezioro jest na prywatnej działce, to teoretycznie każdy ma prawo się w nim wykąpać, łowić ryby itd. W praktyce jednak ja nigdy nikogo obcego nie widziałam. Zapewne dlatego, że tu takich wodnych punktów są tysiące. :)


Domek wyglądający jak chatka muminka to fińska kota, w środku której znajdują się ławki i grill. Osobiście uwielbiam przyrządzanego tu łososia i warzywa.


Nieco niżej znajduje się mały, jednopokojowy domek z tradycyjną sauną. Nie jestem wielką miłośniczką tego fińskiego wynalazku, ale ,,nasza'' sauna ogrzewana jest drewnem a nie elektrycznie, co znacząco wpływa na wilgoć i lepszą cyrkulację powietrza. W tych elektrycznych na przykład bardzo szybko jest mi zbyt gorąco a moje ciało, mimo że suche, robi się natychmiast zaróżowione. W drewnianej natomiast oddycha się dużo łatwiej, ciepłe powietrze nie parzy skóry, ale za to pot spływa z ciała strumieniami. :) W międzyczasie można lekko ,,pobiczować,, się wiązką świeżo zerwanych gałązek brzozy (zwanych w zachodniej części Finlandii Vasta, lub Vihta we wschodniej części) , co sprzyja krążeniu i rozprzestrzenia ładny zapach w saunie.


Po wyjściu z sauny zazwyczaj siadamy na 5-15 minut przy stole, rozmawiamy, pijemy cidery/piwo/wodę. Nie zaleca się wskakiwania do wody bezpośrednio po wyjściu z sauny w celu uniknięcia ewentualnego szoku termicznego. Kąpiel obowiązkowo ,,na golasa'' i z powrotem do sauny. I tak powtarzamy ten rytuał w zależności od potrzeb.:) My dorzucamy jeszcze wieczorne pieczenie kiełbasek w kocie. :) Tak też minął nam pierwszy dzień. Jutro mieli dojechać do nas goście: Anna&Jaako, Maija&Antti oraz Atso.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz