piątek, 9 sierpnia 2013

Wszystkie smaki lata!


Mimo że uwielbiam być i żyć w Finlandii, to za każdym razem bardzo cieszę się na przyjazd do Polski. Największą tęsknotę/nostalgię odczuwam właśnie późną wiosną i latem, kiedy polska przyroda i natura ma tyle do zaoferowania. Nie twierdzę tym samym, że fińska nic nie ma. Owszem, ma i to dużo, ale jest zupełnie inna niż nasza rodzima. Wczesnym latem tęsknię zwłaszcza za klasycznym polskim targiem: drobnymi, lokalnymi rolnikami sprzedającymi owoce i warzywa; starymi, polskimi Żukami dookoła których rozstawione są najrozmaitsze gatunki i sadzonki kwiatów; babciami z kilkoma koszykami jajek od swoich szczęśliwych kurek; stoiskami z domowej roboty białymi serami, niepozornie wyglądającej przyczepy kempingowej, w której znajdziemy przepyszne chałki i inne słodkie wypieki... Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. W Finlandii nie rozczulę się na widok dziadka siedzącego na skwerku i sprzedającego pęczki koperku. Takich dziadków po prostu tu nie ma. 
Same targi odbywają się w wielu fińskich miastach, ale są zazwyczaj niewielkie i sezonowe (w Helsinkach najpopularniejszy jest Kauppatori, ale jest to market bardzo turystyczny, więc i ceny są dużo wyższe niż zazwyczaj). Doceniam fakt, że i tam można kupić warzywa, owoce, domowej roboty chleb i słodkie bułki, ale i tak daleko mu do polskiego. :) Po prostu idea czegoś takiego jak targ nie jest tu chyba aż tak rozpopularyzowana jak w Polsce. Dziwi to trochę kiedy przypomnimy sobie, że Finlandia bardzo długa była krajem rolniczym.
Ja jadąc do Polski miałam listę tych smaków lata, którymi chciałam się nacieszyć na kolejne miesiące. :) W tym miejscu nie mogę pominąć milczeniem polskiej kuchni, która też jest jedyna w swoim rodzaju i dla której to częściowo jechałam do domu. :)

Do Wyszkowa dotarłam w czwartek późnym wieczorem. Mama powitała mnie kolacją, na którą tylko u nas mogę liczyć: babcinymi kotletami mielonymi z indyka (najlepszymi!), ziemniakami z koperkiem, fasolką szparagową od babci z ogródka z tartą bułką i mizerią ze śmietaną. Pychota!

W piątek z samego rano poszłyśmy z mamą targ. Chciałam napatrzeć się na ten charakterystyczny zgiełk panujący w tego typu miejscach. Kupiłyśmy oczywiście wszystko to na co moje oczy miały ochotę, między innymi: młodą wołowinę, botwinkę, młodą kapustkę, koperek, szczypiorek, wiśnie, maliny, borówki, morele, owoce ufo, jagodzianki i chałkę. Co za radość, cały dzień dogadzałam swojemu podniebieniu. :)

Pobyt minął w zasadzie na beztroskim cieszeniu się polskim latem i jedzeniu sezonowych rarytasów. Prawie każdego dnia jeździłam z Dominiką na wieś do babci i Deksia, wylegiwałam się na kocu i nadrabiałam zaległości w polskiej prasie. Pojeździłam też na rowerze, pograłam w badmintona. Zaliczyłam letnie grillowanie. Mama zrobiła mi na wyjazd domowe powidła z czerwonej porzeczki, malin i wiśni, a ja z kolei pojadłam trochę sezonowych owoców prosto z krzaczków:

borówek...
malin...
czerwonej porzeczki...
czarnej porzeczki...

Na śliwki sobie po prostu popatrzyłam, ponieważ nie były jeszcze bardzo dojrzałe.

Towarzyszył nam cały czas Rudasek....
i Deksik, który po moim wyjeździe podobno bardzo zasmakował w jedzeniu malin! :)

Wejście do domu babci


Malutki fragment ogródka :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz