Już po zabukowaniu noclegów na Koh
Lanta doczytaliśmy się, że mieszkająca tam ludność jest w dużej
mierze muzułmańska. Oboje z Jukką mamy bardzo konkretne
stanowisko w temacie wyznawców islamu, dlatego wiadomość tę
przyjęliśmy z dużą obawą. Szczerze mówiąc, był nawet moment kiedy niechętnie przenosiliśmy się z Krabi na Koh Lantę. Jak się
potem okazało, tajscy muzułmanie zamieszkujący Lantę byli z
pewnością dużo bardziej liberalni w stosunku do ,,klasycznych'':
wyspę zamieszkiwało dużo psów a bikini nikogo nie gorszyło (jak
np. na Malediwach).
Nasz
ośrodek – Lanta Miami Resort- miał bardzo ładną plażę i
ogólnie ciekawe rozplanowanie terenu. Wydaje mi się, że był
jednym z najładniejszych na wyspie biorąc pod uwagę cenę i
lokalizację. Za dowód niech posłuży fakt, że poznane przez nas w
resorcie niemieckie małżeństwo wróciło do tego samego miejsca
już po jednej nocy spędzonej w innym hotelu. Tak im się spodobało,
że planowali powrót do Lanta Miami Resort w zimę.
|
Tym razem zdecydowaliśmy się na bungalow. Nasz był bardzo przyzwoity, choć dało się wyczuć matuzalemowy wiek mebli. :) |
|
Hotelowy basen z widokiem na morze |
Miejsce byłoby prawie idealne gdyby nie nasze zatrucie po zjedzeniu kolacji w hotelowej restauracji (a szkoda, bo w smaku było naprawdę dobre). Efektem były w sumie trzy dni spędzone w łóżku i branie antybiotyków do końca pobytu. Jedyny plus tej przygody to zdobyte doświadczenie z tajską służbą zdrowia (zarówno publiczną jak i prywatną). :)
|
Za to śniadanie jedzone praktycznie na plaży jest mega! |
Wypożyczyliśmy też skuter i pojeździliśmy wzdłuż całej wyspy...
|
W pewnym momencie na jezdnię wtargnął słonik... |
|
Słoniątko było wypasane na pobliskiej łące i zajadało się trawą niczym krowy :) |
|
Tuż obok siedziała cała gromada małp. Ta zajadała banana. |
Odkryliśmy prześliczną, niewielką plażę, prawie bez turystów...
Po naszych zatruciach wyszukałam na tripadvisor najwyżej oceniane restauracje na wyspie i tak trafiliśmy do absolutnie cudownego miejsca. Phad Thai Rock&Roll to malutki lokalik należący do sympatycznego Taja wyglądającego jak muzyk rockowy (nie dziwi zatem nazwa miejsca :p). Pan przyrządza dania na naszych oczach, a ja uczciwie mówię (a raczej piszę), że pod względem ceny, smaku i wielkości porcji było to jedno z najlepszych miejsc, w których jedliśmy! Okazało się nawet, że pan właściciel pracował kilka lat w stolicy Wysp Alandzkich, Marienhamnie, gdzie grał na gitarze. Świat jest mały!
|
Dla nieuważnych wskazówka, by spojrzeć za Jukki plecy :) |
|
W lokalu serwowane są też pycha szejki. Jeden przyciągnął nawet jaszczurkę, która dobrała się do mojej łyżeczki leżącej na stole i zaczęła ją lizać. :) |
|
Kolejne z miejsc polecanych na tripadvisor: klimatyczna kawiarnia z pyszną kawą mrożoną i szejkami |
|
Kawa mrożona z Oreo i shake mango z czymś tam :) |
Podsumowując- Koh Lantę polecam dla ludzi lubiących ładne i czyste plaże, potrafiących znieść poranne śpiewy z meczetów i mogących się obyć bez hucznych imprez i dyskotek. :)
Teraz czas na Koh Ngai. Na koń!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz