Restauracje
w stylu gourmet - oferujące potrawy degustacyjne oraz dania kuchni
molekularnej – to kontrowersyjny temat. Jedni będą doceniać piękną formę podawania potraw, jakość produktów i unikalność dania;
inni z kolei wyśmiewać (nie)wielkość serwowanych potraw i twierdzić, że to snobizm, za który w dodatku trzeba
słono zapłacić.
Lubię
zabierać głos jedynie w temacie, w którym mam jakąkolwiek
wiedzę: teoretyczną bądź praktyczną. Stąd też jedynie kwestią
czasu była wizyta w restauracji serwującej dania kuchni
molekularnej. Aruana nie posiada (jeszcze) jak Atelier Amaro
gwiazdki Michelin, ma za to bardzo obiecującego szefa kuchni - Witka Iwańskiego. Kilka miesięcy temu ten dwudziestokilkuletni chłopak wraz ze swoim zespołem zwyciężył w prestiżowym konkursie Wine&Food
Noble Night 2013 we wszystkich trzech kategoriach (przystawka, danie
główne, deser).
Restauracja
znajduje się w hotelu, który swego czasu zasłynął organizacją
wesela prezydentówny Kwaśniewskiej. Narvil położony jest na
Narwią i rzeczywiście robi wrażenie. Miejsce to niezwykle
eleganckie, na szczęście bez zadęcia. A jedzenie? Żeby nie
przeciągać - przejdźmy do konkretów.
Na
sam początek zaserwowano nam po lampce Prosecco, a po kilku minutach
rozpoczęliśmy degustację.
AMUSE BOUCHE
Macaroniki
z trocią
Połączenie słodkiej, mięciutkiej bezy i ikry z troci intrygujące. Minus za zbyt miękki makaronik, który niestety częściowo zostawał na palcach.
Ogórki
z chrzanem, lawendą i czarnym czosnkiem
Danie
ku mojemu zdziwieniu było zaserwowane w formie płynnej. Malutkie
kulki lodowe oraz koper nadawały jej charakter chłodnika. Chrzan był tu
moim numerem jeden. Nurtowała też jego struktura, w niczym
nieprzypominająca tej ze słoika.
Seler,
tymianek, trufla
Podany
na wiązce świeżego, cudnie pachnącego tymianku plaster selera z
kremem truflowym. Proste i genialne.
Vichysoisse
Słynny
Vichysoisse podany z ziemniaczanym chipsem. Sos - zrobiony na bazie aioli, z
m.in. porem i Japońską cytryną – miał pyszny smak i świetnie
komponował się z chipsem. Ten z kolei był równie smaczny ale niewygodny w
jedzeniu.
Karczochy
z grzybami
Kolejna
oryginalna forma podania dania. Nazwałabym to bardzo esencjonalnym
kremem grzybowym. Zdecydowanie wyczuwałam jeszcze jakiś drugi smak,
ale bez ściemniania przyznaję, że ponieważ nigdy nie jadłam
karczocha jako takiego, nie byłam w stanie stwierdzić, czy to
właśnie jego smak wyczuwam.
W
tej części do picia zaserwowano nam Baron de Luz Blanc. Jestem
uprzedzona do win francuskich, ale to z Bordeaux było jednym z
lepszych, jakie piłam w ogóle. Miało bardzo ciekawy i
charakterystyczny posmak jakiejś znajomej smakowo rośliny (do tej pory nie wiem jakiej:P).
PRZYSTAWKI
Matias
różowy z buraczkami, smażonym jarmużem i popiołem
Uwielbiam
ryby i mogę je jeść pod różnymi postaciami. Jednak w tym
przypadku coś mi mąciło harmonię tego dania. Buraczki, malutkie
ale esencjonalne ,,kleksy'' musu z buraka i przede wszystkim
smażony jarmuż były naprawdę genialne. Z matiasem komponowały
się idealnie. Może wyjdę na ignorantkę, ale chyba nie do końca
pasowała mi degustacja tego typu dania z winem (w tej części
zaserwowano nam McGregor Chardonnay z RPA). Może w moim przypadku
lepiej sprawdziłby się kieliszek wódki. :)
Wędzone jajko
Wędzone
jajko z sosem z kurczaka, chrupiącą skórą, grasicą cielęcą i
okruchami chleba z czarnuszką. Otwieranie tego dania przez kelnera
to był niemalże spektakl. Niczym duszek z butelki, ze słoiczka
wylatywał wędzony dym. Kolejne intrygujące smaki, nigdy czegoś
takiego nie jadłam, pełen odlot!
Domowy
chleb, brązowe masło
Brzmi
sztampowo, ale wypiekana na miejscu bułeczka w parze z palonym masłem
z czarnuszką smakowała zjawiskowo. :)
ITERMEZZO
Beza cytrynowa
Molekularna
beza z ciekłego azotu zrobiona na naszych oczach była chyba jednym
z największych zaskoczeń wieczoru. Wizualnie identyczna jak klasyczna, w konsystencji delikatniejsza, znikała na języku
natychmiast. Dosłownie. Po sekundzie w ustach oprócz smaku cytryny
fizycznie nie pozostawało nic!
DANIE GŁÓWNE
Turbot z cebulą (+ kalifornijskie wino Grand Circle Chardonnay)
Jeden
z moich faworytów. Turbot ,,gotowany w 54 stopniach'' (cytuję za
szefem kuchni) ze smażoną cebulką , mus z cebuli i roszponka.
Mogłabym jeść w nieskończoność.
Kaczka
po polsku, zimowa kapusta
(+ chilijskie wino Ramirana Reserva
Cabernet Sauvignon -Carmenere)
Kolejny
mocny punkt wieczoru. Soczysty, rozpływający się w ustach plaster
mięsa z kaczki, karmelizowana modra kapusta oraz mus z buraka.
DESERY
(+ miód pitny ,,Trójniak'')
Sękacz,
zimowe owoce, chałwa
Deser
poprawny, aż i tylko. Wszystkie elementy tego dania dobre,
a ,,kleksy'' z musu śliwkowego wręcz bardzo dobre. Sękacz świeży i bez zarzutu. Cały deser jednak jak dla mnie mało zaskakujący i
trochę chaotyczny estetycznie. Z kolei Jukka, podchodzący bardzo
sceptycznie do deserów owocowych, był zachwycony:).
Lody,
masło, sól
Lody o smaku palonego masła z crumble z orzechów włoskich (tak nam się
przynajmniej wydawało) i strzelającym cukrem; do tego polewa również
z palonego masła. Kolejne odlotowe danie (zwłaszcza strzelający w
ustach cukier), choć wyrazisty smak kruszonki i polewy nieco zatarł smak samych lodów.
PETTI FOUR
Jogurt z mandarynką
Makaronik
z czymś w stylu galaretko-kiesielu o smaku mandarynkowym. Smaczny,
ale nie obłędny.
Solony
karmel
Podane na tacy z ziarnami kawy i orzechami kakaowca praliny były jakościowo
najwyższej klasy, ale osobiście nie bardzo wyczułam w nich sól.
Może to kwestia tego, że po ponad pięciu godzinach degustacji i
picia win byłam już troszkę zdekoncentrowana. :)
Bardzo smakowała nam też podawana w tej części nalewka ,,Pędów sosny''. W smaku dosłownie czuło się umoczoną w wódce sosnę :). Może opis nie brzmi zachęcające, ale smak był bombowy!
Rachunek
dla czterech osób wyniósł nas około 1500 zł (w cenie także
wina, nalewki, woda, kawa, herbata oraz 10% serwisu) i naprawdę nie
uważam tej kwoty za wygórowaną. Biorąc pod uwagę czas trwania
kolacji (prawie sześć godzin), różnorodność menu (kilkanaście
potraw) i serwowany alkohol (pięć butelek wina + nalewki), wydaje
mi się wręcz, że to bardzo przyzwoita cena. W końcu płaciliśmy
też przecież za niesamowite doznania i emocje, które towarzyszyły
nam w trakcie degustacji każdej z potraw. Wszystkie danie były
przepięknie podane i z pewnością zainspirowały nas do kolejnych
kulinarnych eksperymentów. Dodatkowo wielkie uznanie dla
profesjonalnej i uprzejmiej, ale jednocześnie nienarzucającej się
obsługi.
Nie mogę pominąć milczeniem faktu, że szef kuchni kilka razy przychodził do
naszego stolika, opowiadał o metodach przyrządzania serwowanych
potraw, odpowiadał na nasze pytania. A my mieliśmy wtedy poczucie
absolutnej wyjątkowości. Na koniec przytoczę słowa Jukki, który stwierdził, że raz w roku możemy sobie pozwolić
na tego typu wyjście. :) Jesteśmy zdecydowanie na tak!