Brudne
i smutne niebo zwiastowało chyba nadchodzący pogrzeb.
Tego
ranka pierwszy raz stanęłam oko w oko z Mamą Atso. Spodziewałam
się ujrzeć pogrążoną w rozpaczy i nieporadną –
zwłaszcza w takim dniu – kobietę, a zobaczyłam dzielnie
trzymającą się i energiczną osobę, która miała jeszcze głowę
do tego, żeby przygotować dla nas naprawdę obfite śniadanie. W
trakcie posiłku daliśmy jej mały prezent-pamiątkę: album ze
wszystkimi zdjęciami Atso, które udało nam się zebrać. Oprócz
tego Raija otrzymała płytę z kilkoma krótkimi filmami
przedstawiającymi Atso i Jukkę grających wspólnie na gitarze.
Mimo że Mama – z zawodu fotograf – miała dużo zdjęć obu
Synów, to widać było, że pamiątka bardzo ją wzruszyła. W końcu
na tych zdjęciach było zarejestrowane życie Atso, którego ona
sama nie znała. Życie na południu Finlandii, z dala od domu.
W
pokoju na stole paliła się świeca, a obok w ramkach stały dwa
zdjęcia: z pierwszego uśmiechał się do nas mały brzdąc
(pierwsze zdjęcie Atso w ogóle); z drugiego patrzył dość
nieśmiało dorosły już Atso (jego ostatnie zdjęcie).
Po
odebraniu kwiatów ruszyliśmy pięćdziesiąt kilometrów na północ
od Rovaniemi, gdzie miała odbyć się ceremonia pogrzebowa. Ate jak
chyba większość fizyków był agnostykiem, ale jego wierząca Mama
chciała, by pogrzeb odbył się w obrządku luterańskim.
Przybyła
na miejsce pani pastor z każdym z osobna się przywitała, co było
dla mnie czymś zupełnie nowym. Wkrótce potem malutki pochód z
prochami Atso na przodzie ruszył w kierunku cmentarza. Tam właśnie
miała odbyć się cała ceremonia.
Urna
została niemalże od razu złożona w ziemi, w dalszej kolejności
były modlitwy i wspólne śpiewanie kilku pieśni. Pod koniec
uroczystości każdy z obecnych mężczyzn stopniowo przysypywał
piachem dołek z urną. Na samym końcu podchodziliśmy do grobu wraz z kwiatami i odczytywaliśmy to co napisaliśmy dla Atso na pożegnanie.
Ponieważ on sam był wielkim miłośnikiem twórczości Metalliki,
cytat z któregoś z utworów zespołu wydawał się nam być oczywisty.
W pierwszej kolejności chcieliśmy dać fragment ,,Escape'':
No
need to hear things that they say
Life's
for my own to live my own way.
Jednak
ostatecznie zdecydowaliśmy się na ''Fade to Black'' i:
Yesterday
seems as though it never existed
Death
greets me warm, now I will just say goodbye.
Gdy
wszyscy zgromadzeni zaczęli się rozchodzić do samochodów, my z
Jukką chcieliśmy jeszcze puścić Przyjacielowi ostatni raz na
pożegnanie którąś z jego ukochanych piosenek. Niestety problemy z
internetem spowodowały, że Jukka zaśpiewał ,,Fade to Black'' a
capella. To było chyba jeszcze bardziej wzruszające.
|
Kwiatki od przyjaciół i znajomych dla Ate |
|
Jukka po zaśpiewaniu ,,Fade to Black'' |
Dzieląc
się jeszcze spostrzeżeniami z pogrzebu muszę przyznać, że niemal
od razu uderzyła mnie surowość ceremonii: prostota, skromność,
brak jakiejkolwiek oprawy. Bez upiększeń, bez żadnych zbędnych
ozdobników. Z początku obraz tego pogrzebu wydał mi się bardzo
przygnębiający: kilkanaście osób (członkowie rodziny i z
przyjaciół/znajomych tylko nasza czwórka), skromne i małe bukiety
kwiatów (nasza wiązanka z całą pewnością była największa i
najbardziej ,,reprezentacyjna''), zamiast kościelnych organów i
profesjonalnego chóru – kartki w dłoniach z tekstami pieśni i
nasze kilkanaście głosów. Po głębszym jednak rozmyślaniu
doszłam do wniosku, że pogrzeb tak własnie powinien wyglądać. W
końcu wszyscy rodzimy się nadzy i nadzy umieramy.
Sama
uroczystość była naprawdę krótka (trwała maksymalnie
czterdzieści pięć minut) i bardzo konkretna. Niezwykle podobało
mi się, że pani pastor pojęcia ,,bóg'' użyła dosłownie kilka
razy. Na ogół mówiła o kwestiach bardzo uniwersalnych, takich jak
człowieczeństwo, które są przecież niezależne od wiary i
wyznania.
Po
pogrzebie czekała nas jeszcze konsolacja. Na niej Pani pastor
zachęcała do podzielenia się historiami z naszego życia, których
współuczestnikiem był Atso. Większość wspomnień dotyczyła
zamiłowania Ate to lasów. Krewni zgodnie przyznawali, że jako
dziecko uwielbiał chodzić do lasu i zbierać jagody tak długo, że
niemalże siłą trzeba go było stamtąd wyciągać.
Po
kilku godzinach większość rodziny
rozjechała się do swoich domów. My z kolei udaliśmy się do
mieszkania Mamy, gdzie dalej opowiadaliśmy sobie wspólne historie z Ate i oglądaliśmy zdjęcia. Ostatnie były
zrobione na dziesięć dni przed jego śmiercią. Muszę przyznać,
że dzięki nim zobaczyłam nowe, nieznane mi dotąd oblicze Ate. Na
większości zdjęć z Espoo i Helsinek wydaje się być smutny,
zdenerwowany, spięty. Na ,,ostatnich''-- zrobionych u babci na wsi
oraz w ich domku letniskowym – często się uśmiecha, ochoczo bawi
z kotem, siedzi z babcią na huśtawce pod jarzębiną. Wygląda na
rozluźnionego i odprężonego. Wygląda na szczęśliwego.
Uświadomiłam sobie wtedy, że rzeczywiście on całym sercem
należał do Laponii. Tylko tam czuł się w pełni bezpieczny i
szczęśliwy. Wrócił do miejsca, które kochał. Szkoda tylko, że
w tak smutnych okolicznościach.