niedziela, 27 kwietnia 2014

Tallinn na szybko

Na niedzielę miałam zaplanowaną naukę, ale nieoczekiwana i spontaniczna wycieczka do Tallinna pokrzyżowała mi plany. :) 

Inicjatywa wyszła od koleżanki, która chciała wreszcie odwiedzić stolicę Estonii, a przy okazji wykorzystać zakupiony jakiś czas temu bilet. Nie musiała długo przekonywać: wybór między weekendowym kuciem a spacerowaniem po Tallinnie  wydawał się oczywisty. Pół doby później byłyśmy już na statku *. :)

Po dopłynięciu na miejsce i zejściu z pokładu udałyśmy się w kierunku Starego Miasta, położonego zresztą bardzo blisko portu. Szwendałyśmy się od uliczki do uliczki zachwycając prześliczną Starówką. Zwiedziłyśmy Katedrę Najświętszej Maryi Panny - główny kościół luterański w mieście, a także Kościół Św. Olafa. Odwiedziłyśmy też piękną prawosławną cerkiew (nie pamiętam niestety nazwy). W międzyczasie poznałyśmy sympatyczną parę z Polski i jakieś półtorej godziny zwiedzaliśmy miasto razem. Było fajnie mieć towarzystwo, ale na niekorzyść przemawiał fakt, że przez ten czas praktycznie nie zrobiłyśmy zdjęć (skupiałyśmy się na rozmowie zamiast oglądaniu Talina;p). Dlatego podjęłyśmy decyzję o odłączeniu się i zwiedzaniu na własną rękę.

Kiedy miałyśmy już dość kościołów, od chodzenia bolały nas nogi a w brzuchu burczało, udałyśmy się na obiad do restauracji poleconej przez naszą parę.  I to był strzał w dziesiątkę!  Rataskaevu 16 to przecudne miejsce w jednej z bocznych uliczek ścisłego centrum. Przyjemny wystrój, ceny znacznie niższe niż na Starym Mieście, kompetentna obsługa, przyjazna atmosfera, krótkie i zwięzłe menu... mogłabym wymieniać i wymieniać. :) Dodatkowy plus za lokalne produkty i składniki potraw. Było tak miło, że  zasiedziałyśmy się okrutnie i straciłyśmy poczucie czasu. :) Mając jedynie godzinę do odprawy nie było już mowy o dalszych wojażach. Pozostałyśmy więc w ścisłym centrum. Posiedziałyśmy trochę na słońcu, wypiłyśmy szybką kawę i udałyśmy się w kierunku portu. Na promie nie mogłam nie kupić piwa dla Jukki (cena za zgrzewkę jest trzykrotnie niższa niż w Finlandii!). Do portu w Helsinkach dopłynęliśmy o 21:00. Z nieznanych mi przyczyn byłam fizycznie wymęczona, ale psychicznie wyjazd dobrze mi zrobił. :) Poniżej kilka zdjęć z tego dnia.





Mury obronne miasta


Punkt widokowy na Stare Miasto. W tle port, do którego przypłynęłyśmy. :)


Stare Miasto









                    Rataskaevu 16 i mój obiad: sum w sosie winnym z puree ziemniaczano-batatowym.


* O jednodniowych rejsach na trasie Helsinki-Talin postaram się zrobić oddzielny wpis. Dlatego też tym razem pomijam wszystkie szczegóły techniczne i ceny. :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Nasza Wielkanoc

O tradycjach świątecznych pisałam w ostatnim poście, dziś z kolei małe streszczenie tego, jak nam minęła Wielkanoc.
Choć na święta zawsze staram się być w domu rodzinnym, w tym roku zrezygnowałam z tego planu i zostałam Finlandii. Głównym powodem okazały się być wysokie ceny biletów lotniczych. Nie było mi wybitnie smutno, ponieważ w Polsce i tak zamierzamy spędzić dwa tygodnie urlopu w czerwcu. Poza tym, kurierem przywędrowała do mnie wielkanocna paka od rodziców, pełna rozmaitych rarytasów i ozdób wielkanocnych, zapewniając tym samym piękną namiastkę rodzinnych świąt. :)

W Finlandii również Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy, a co za tym idzie – święta trwają aż cztery dni. W tym roku przypadły na pierwszy, naprawdę ciepły weekend. Nie mogliśmy zatem spędzić ich inaczej niż na świeżym powietrzu. Dużo spacerowaliśmy, jeździliśmy na rowerze, gościliśmy się u mamy Jukki. Udało mi się też trochę pouczyć i zrobić zaległe prace zaliczeniowe. Mogę więc chyba śmiało napisać, że Wielkanoc minęła miło i produktywnie. :) Poniżej kilka zdjęć z naszych pieszych i rowerowych wojaży:




Kaczki pływające w strumyku niedaleko naszego osiedla.  


 Otaniemi



Dipoli, Otaniemi



W trakcie jednej z naszych wypraw  rowerowych zajechaliśmy do Villi Elfvik (o miejscu pisałam już tu)  na kawę i pullę. Bułeczki były dopiero co wyjęte z piekarnika, cieplutkie i przepyszne!



Jukka:)


Sobotni  pääsiäiskokko (więcej tu)



Jukka podcina gałęzie jabłonki u swojej mamy, Järvenpää.



Gościna na tarasie, Järvenpää



Jezioro Lippaärvi i mini plaża, która znajduje się 500 metrów od naszego nowego miejsca zamieszania. Chyba już wiem, gdzie będę spędzać letnie weekendy ;p




czwartek, 17 kwietnia 2014

Kilka słów o zwyczajach wielkanocnych w Finlandii

Wiedza o tradycjach i zwyczajach świątecznych to zdecydowanie nie mój konik. Niby wiem co/jak/kiedy, ale przy pytaniach skąd/po co/w jakim celu itd. zaczynam mieć problemy. Innymi słowy, często nie znam genezy danej tradycji. Uświadamiam to sobie zawsze w trakcie opowiadania autochtonom o polskich zwyczajach.:) Pomimo mej względnej ignorancji lubię pielęgnować znajome mi rytuały oraz poszerzać wiedzę o te kultywowane w innych krajach, na przykład w Finlandii. :)


Fińska Wielkanoc zbliżona jest do polskiej. Domy dekoruje się gałązkami brzozy i wierzby (słynne ,,bazie kotki''), a także żonkilami. Zamiast rzeżuchy i owsa sieje się nieznany mi bliżej rodzaj trawy pod polską nazwą życica. Fińskie dzieci tak jak i polskie malują pisanki, a wielkanocnymi zwierzaczkami są kurczaczki i zajączki.

Na wielkanocnym fńskim stole znajdziemy najczęściej jagnięcinę i kaszankę (nie zapominamy o chlebie :p). Obowiązkowy jest także mämmi coś na kształt musu zrobionego z wody, mąki żytniej i słodu. Bardzo tradycyjną potrawą (choć z pewnością rzadko dziś spożywaną) jest uunijuusto- pieczona siara krowia.






Mämmi nie kusi wyglądem. Wiem, że wielu nie przepada za tym deserem, ale ja uważam go za smaczny.


Dominuje brak przywiązania do świąt spędzanych wspólnie z rodziną. Krewni Jukki z roku na rok spędzają te dni oddzielnie: jedni odpoczywają w domu nad jeziorem, drudzy w Laponii, a trzeci zostają we własnym mieszkaniu. Podobną zasadę wyznaje moja szefowa – jak święta to tylko u siebie! Wszyscy znani mi Finowie te dni spędzili z dala od rodzinnego stołu. Jeszcze jeden przykład: w Lany Poniedziałek w trakcie naszej wyprawy rowerowej zajechaliśmy z Jukksonem na parę godzin do jego pracy. Jukka miał natchnienie i chciał dokończyć kilka rzeczy. Na miejscu okazało się, że oprócz niego natchnienie do pracy (?) poczuło przynajmniej kilkoro znajomych. :) Dodam, że każdy z nich jest w związku lub ma rodzinę. :)

Pääsiäiskokko – Wielkanocne (ogromne) ognisko. Rytuał rozpalania w Wielkanocną Sobotę olbrzymiego ogniska kultywowany jest w zasadzie tylko w fińskim regionie Pohjanmaa. Dawniej ludzie wierzyli, że wzniecony ogień pomoże przepędzić czarownice i niedobrych ludzi. Pokutowało przekonanie, że dym unoszący się znad ogniska powstrzyma wiedźmy i złych osobników przed krzywdzeniem innych. Stąd też im większy i gęstszy był – tym lepiej. Zapewne dziś nikt w te historie nie wierzy, choć mnóstwo dzieci (głównie dziewczynek) tego dnia dla zabawy przebiera się za czarownice. 



       Pääsiäiskokko jest typowy dla Pohjanmaa choć zdarzają się wyjątki. Na zdjęciu powyżej ognisko na wyspie Seurasaari (Helsinki). 


Jeszcze nie udało mi się uchwycić porządnego ognia, zdjęcie pochodzi stąd.


Virpominen (nie mam pojęcia, jak to przetłumaczyć na polski, pozostańmy zatem przy oryginalnej nazwie). Dzieci poprzebierane za czarownice i wiedźmy (podobnie jak podczas pääsiäiskokko) chodzą od domu do domu z kolorowo udekorowanymi gałązkami wierzby i oferują je za coś w zamian. W międzyczasie nie może oczywiście zabraknąć wierszyka (jest wiele wersji, podaję jedną z opcji):

Virvon varvon,
tuoreeks terveeks
tulevaks vuodeks
vitsa sulle, palkka mulle

W roboczym tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: czary mary, dużo zdrowia na najbliższe lata, gałązka wierzby dla ciebie, nagroda dla mnie. Tą nagrodą są zazwyczaj słodycze, choć oczywiście można dać pieniądze, jeśli nie posiada się w domu łakoci.:)
W prawie całej Finlandii tradycja ta kultywowana jest w Niedzielę Palmową (wyjątkiem jest Pohjanmaa – tu Virpominen praktykuje się w Niedzielę Wielkanocną).




Źródło zdjęcia tu: klik


i tu: klik

 Mam kilka zdjęć własnych, ale fotografowane dzieciaki zastrzegły, że nie chcą być w internecie :p




Jeśli jakiś zwyczaj/obrzęd przyjdzie mi jeszcze na myśl, z pewnością dodam to do listy, tymczasem Wesołych Świąt!



sobota, 12 kwietnia 2014

Muminki w Helsinkach

Obejrzenie tej wystawy było obowiązkowe. Mowa o ekspozycji poświęconej życiu i twórczości autorki słynnych na cały świat Muminków – Tove Jansson. Wystawę z okazji przypadających w tym roku setnych urodzin pisarki zorganizowało stołeczne muzeum sztuki Ateneum.




Ekspozycja obejmuje nie tylko rysunki i szkice ze wszystkich ważniejszych okresów twórczości artystki, ale również jej portrety i zdjęcia. Wiele prac pochodzi z prywatnych kolekcji, które nigdy wcześniej nie były prezentowane. Na wystawie znajdziemy też mini ekspozycje z postaciami z Doliny Muminków stworzone przez życiową partnerkę Tove - Tuulikki Pietilä.

Ponieważ w Ateneum jest zakaz robienia zdjęć, musiałam się dostosować i zrezygnowałam nawet z prób robienia ich cichaczem. Nie byłoby to kulturalne. Zainteresowanych odsyłam więc do zdjęć z wystawy opublikowanych na oficjalnym fanpejdżu Muminków : część 1, część2, część 3.













Wystawę zaś gorąco polecam miłośnikom tej jakże psychodelicznej bajki oraz wszystkim osobom, które do września zamierzają odwiedzić Helsinki. Ja wybrałam się na nią w towarzystwie koleżanki, która, mimo iż nie jest ogromną fanką przygód sympatycznych trolli, również podzielała mój entuzjazm odnośnie wystawy. Ba, obiecała sobie nawet przeczytać muminkową książkę raz jeszcze.:)

,,Tove Jansson''
Wystawa czynna do 07.09.2014
Ateneum taidemuseo
Kaivokatu 2
00100 Helsinki


A skoro mowa o książkach – dla osób chcących poszerzyć swą wiedzę na temat Tove Jansson i dowiedzieć się w jakich okolicznościach wymyślone zostały muminki, odsyłam do wspaniałej i potrzebnej książki pani profesor Boel Westin Tove Jansson – Mama Muminików.




Niektóre rysunki Tove są naprawdę przerażające:P



Dla niewiedzących: Tove była również autorką ilustracji do szwedzkiej wersji Alicji w Krainie Czarów.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Mamy Dom!

Stało się. Po ponad roku momentami mniej lub bardziej intensywnych poszukiwań udało nam się wreszcie kupić dom. Wbrew pozorom znalezienie własnego m wcale nie jest taką prostą sprawą - zwłaszcza gdy ma się nieograniczone wymagania i ograniczony zasób portfela. :)

Nasze nowe gniazdko w większości spełnia te oczekiwania: ma kominek, ogródek (niewielki ale zawsze!), jest stosunkowo nowe i w dobrej kondycji, a więc nie wymaga wielkich remontów. Ma także jedną z lepszych (przynajmniej według mnie) lokalizację i sąsiedztwo jeziora. :) Jednym słowem jesteśmy bardzo zadowoleni z zakupu i smutni jednocześnie, że oto nadszedł kres poszukiwań. Codzienne przeglądanie ofert domów na sprzedaż weszło mi już w nawyk jak poranne mycie zębów. :)

Zgodnie z umową, w nowym domu będziemy mogli zamieszkać od lipca. Może się to wydawać dziwne, ale naprawdę nie śpieszy nam się z przeprowadzką. Aktualne mieszkanie (wynajmowane od taty Jukki) jest dużo mniejsze i mniej atrakcyjne wizualnie, ale dobrze nam się tu mieszka i na pewno pojawi się niejedna łezka przy jego opuszczaniu. :)


Poniżej kilka fotografii mieszkania (zdjęcia były udostępnione publicznie na portalu z ofertami nieruchomości na sprzedaż).


W salonie, swoją drogą dość przestronnym, znajduje się kominek. Ponadto w domu są dwie niewielkie sypialnie.




Osobiście mogłabym się obyć bez sauny, ale na pewno nią nie pogardzę skoro już jest tam. :)



Dom jest w zabudowie bliźniaczej. Nasz to ten po prawej stronie, z widocznym kawałkiem ogródka. :)