poniedziałek, 30 września 2013

Tydzień Filmów Polskich w Helsinkach

W poniedziałkowy wieczór wraz z Darią wybrałyśmy się do Helsinek na film Pokłosie wyświetlany w ramach Tygodnia Filmów Polskich. Pokaz odbywał się w Kino K-13 – nastrojowym miejscu o industrialnym klimacie, znajdującym się w samym sercu Katajanokka.

Daria -- uczestnicząca już wcześniej w pokazach filmów polskich -- uprzedziła mnie, że warto przyjechać wcześniej, ponieważ może być problem z siedzącymi miejscami. I rzeczywiście! Wstęp był wolny, a sala (na 150 osób) wypełniona po brzegi. Niektórzy nawet musieli siedzieć na schodach. Było mi bardzo widząc, że znaczną część widowni stanowią Finowie.

Film był taki jakiego się spodziewałam: mocny, szorstki, okrutny, kłujący w serce i obciążający myśli. W zasadzie bez jednej, moim zdaniem zbędnej sceny, byłby chyba mistrzowski. Duża w tym zasługa genialnych aktorów.

Po projekcji czekał nas mały poczęstunek i konwersacje przy lampce wina, a ja już wiedziałam, jaki film w następnej kolejności będzie musiał obejrzeć Jukka. :)




sobota, 28 września 2013

Wreszcie

Soboty zazwyczaj mamy leniwe. I dziś nie było od tej tradycji odstępstwa: oglądanie zaległych odcinków The Killing, kończenie książek rozpoczętych tygodnie temu. Nie chciało nam się nawet gotować, więc sobotni obiad zjedliśmy w pobliskiej chińskiej knajpce...Udało się za to wreszcie pobiegać, co bardzo mnie cieszy, bo ostatni raz robiłam to chyba w lipcu...

czwartek, 26 września 2013

Skupić myśli gdzie indziej

Po godzinie 19:00 odwiedził nas brat Atso – Otto. Głównym celem wizyty było omówienie szczegółów związanych z pogrzebem i ogólna rozmowa na temat tego co się wydarzyło.

Otto wyraźnie był w kiepskiej kondycji psychicznej, a samo spotkanie należało do bardzo przygnębiających. Nowe szczegóły, fakty, wątki – niby niewnoszące nic nowego do sprawy, a jednak rodzące kolejne przypuszczenia, podejrzenia, spekulacje...Strasznie ciężko jest o tym myśleć, ale jeszcze ciężej skupić myśli na czymś innym...


sobota, 21 września 2013

Kolacja ze wspomnieniami w tle

W sobotni wieczór zostaliśmy zaproszeni do Anny i Jaski na kolację. Obecny był także brat Jaski - Eero. Jego dziewczyna Emma niestety nie mogła tego dnia dołączyć do nas.

Jaska przygotował jedno z moich ulubionych dań – Tagliatelle z pastą z avocado. Na deser Anna upiekła bardzo pyszne, ale niewyobrażalnie słodkie ciasto. Była to jej własna wariacja na temat tarty z syropem i orzechami pekana.

Wieczór zdominowany był oczywiście rozmowami i wspomnieniami o Atso. W dalszym ciągu wszyscy jesteśmy przygnębieni tym co się stało i pewnie upłynie jeszcze sporo czasu, zanim się z tym pogodzimy. Mimo to nie chcieliśmy rozmawiać tylko o smutnych rzeczach i dołować się, więc w pewnym momencie po prostu zmieniliśmy tematy na dużo lżejsze. Ogólnie był to bardzo miło spędzony wieczór i zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba częściej powtarzać wspólne kolacje. Tylko ten powszechny brak czasu...


poniedziałek, 16 września 2013

31 lat, 2 miesiące, 0 dni. Historia walki z życiem.

Dzwoniący telefon wyświetlił na ekranie numer Atso. Jednak głos w słuchawce nie należał do niego.
-"To nie Atso, to Otto" – odpowiedział jego brat, wyraźnie zapłakany.

-"Mam złe wieści. Zrobił to" – dodał.


O tym jak nietypową postacią był Atso można by pisać długo, mimo że on sam o sobie zazwyczaj wolał milczeć.

Dla przyjaciół Ate. Urodzony w mieście powszechnie znanym jako dom św. Mikołaja – Rovaniemi, wraz ze wszystkimi cechami jakie stereotypowy Fin posiadać powinien: introwertycznością, małomównością, skrytością. Prawdopodobnie była jeszcze jedna: Atso nie kochał życia.

Mawiałam czasem, że w Atso jest dwieście procent Fina w Finie. Był do bólu cichy, zamknięty w sobie i smutny. Jego mama twierdziła, że zbyt często używał wyłącznie lewej półkuli mózgu – tej logicznej i analitycznej, a kompletnie zapominał o prawej – odpowiedzialnej za uczucia i emocje. Dawała za przykład sceny z dzieciństwa: gdy pochłonięty był czytaniem książki, to nawet dzieci, które przyszły się z nim pobawić, nie były w stanie go od niej oderwać. W efekcie one bawiły się jego zabawkami, a on siedział gdzieś z boku zajmując się sobą. Taki był mały Atso.

W dorosłym już życiu genialny inżynier, fizyk i matematyk. Zawsze racjonalny i empiryczny. Wierzył tylko w to, co widzialne, zbadane, zmierzone. Niestety wzory i równiania – niezawodne w przedmiotach ścisłych, nie miały już zastosowania w życiu prywatnym. Bytu człowieka bowiem nie da się przewidzieć, wyliczyć, ani zaprogramować. On zdawał się tego nie rozumieć.

Pierwszy raz (a może i któryś z kolei?) Atso chciał umrzeć cztery lata temu. W ostatniej jednak chwili dał życiu szanse i przed utratą przytomości zadzwonił po pogotowie. Lekarze pozszywali mu żyły i uratowali. To wtedy Jukka, mimo iż obaj przyjaźnili się od czasu wspólnych studiów, stał się jego opiekunem. Dosłownie. Zawoził na terapię psychiatryczną, nadzorował przyjmowanie leków antydepresyjnych. Wspierał i pomagał na każdym kroku. Sam Atso wykazał się może nie tyle wolą życia, co ogromną wolą walki. Tak, on walczył i zmagał się z życiem każdego dnia.

Trzy lata temu chciał poddać się kolejny raz. Zanim jednak pociągnął za spust, zadzwonił do brata z prośbą o ratunek. Będący w pobliżu Otto przyjechał natychmiast. Atso dalej był z nami.

Po tym incydencie postanowił, że chce być nauczycielem. Zrezygnował z dobrze płatnej pracy, wyprowadził się kilkaset kilometrów na północ i rozpoczął ponownie studia przygotowujące do nowego, wymarzonego zawodu. Kto byłby tak odważny, żeby w wieku dwudziestu ośmiu lat zmieniać swoje życie o 180 stopni? On był.

Jeszcze nieco ponad miesiąc temu spędzaliśmy wspólnie weekend w domku letniskowym. Był jak zwykle – wyobcowany, spokojny i cichy – ale taki był zawsze. Rozmawialiśmy o jego studiach. Za rok miał być już oficjalnie nauczycielem fizyki, chemii oraz matematyki. Pytałam go, czy chciałby pracować w większym mieście, czy raczej wrócić do Rovaniemi. Bez zawahania wybrał północ. Nie lubił dużych miast, źle się w nich czuł. Z tego też powodu nie chciał mieszkać w Espoo. Zadałam mu pytanie, czy jest zadowolony ze swoich wyborów. Tak, jestem – odpowiedział jak zwykle - konkretnie i na temat. Ale jaka była prawda?

Dziewiątego września zapragnął umrzeć po raz ostatni. Wysprzątał mieszkanie, pozałatwiał wszystkie sprawy i wyszedł szukać pomocy. Przed życiem uratował go pociąg.

Czy poddał się, bo kilka tygodni wcześniej jego pijący ojciec zdemolował mu pokój do ćwiczeń gry na gitarze, który od dwóch lat sam urządzał? Czy dlatego, iż uznał, że nowo wybrana ścieżka życiowa nie czyni go bardziej szczęśliwym? A może to przez brak prawdziwej miłości? Albo przez wszystko razem? Albo przez nic z tego? A może faktycznie był naznaczony śmiercią? Może życie nie było mu pisane? Może śmierć była tylko kwestią czasu?

Chcę wierzyć, że i w jego życiu bywały momenty, które czasem czyniły je znośnym, a jego samego może i nawet radosnym. Mam nadzieję, że był szczęśliwy podczas wspólnej gry w kręgle, oglądania Epoki Lodowcowej w 3D, pikniku i spacerów na Seurasaari, wycieczki do Loviisy kiedy pierwszy raz zaprezentował nam swój nowy samochód, grania z Jukką na gitarze kawałków Metalliki, wycieczki do Polski, siedzenia pod jabłonką w Sitnie, lodów u Pani Rełkowej, spacerowania po Warszawie, najtańszego obiadu w jego życiu w barze familijnym na Nowym Świecie, wspólnych wyjazdów do kesämökki, koncertu Metalliki w Pori kiedy patrzył w scenę jak zahipnotyzowany...

Kilka godzin przed jego śmiercią, dokładnie o 16:11, Jukka wysłał do ,,swoich chłopaków'' mail z prośbą o propozycje terminów wyjazdu do kesämökki. Miała to być coroczna wyprawa połączona z różnego rodzaju rozrgrywkami i zawodami. Czy Atso zdążył odczytać tę wiadomość? Tego zapewne już nigdy się dowiemy. 

Ate odchodził tak jak żył - po cichu. Mam nadzieję, że chociaż wtedy osiągnął swoją pełnię szczęścia.



Atso Suopajärvi (1982-2013)






sobota, 14 września 2013

Chińskie przysmaki

Jukka został przeze mnie poproszony o przywiezienie z Chin jakichś lokalnych przysmaków. Ponieważ na żadnym dostępnym produkcie nie było angielskiego tłumaczenia, wziął kilka zupełnie przypadkowych rzeczy. Kilka z nich to kandyzowane owoce (jednak nie mamy pojęcia jakie), reszta to lokalne słodycze. Napiszę krótko: każdy próbowany po kolei produkt smakował jeszcze gorzej. W najlepszym przypadku przysmaki po prostu były bezsmakowe. :) 

To coś po lewo było bezsmakową kandyzowaną ,,czereśnią,, o zapachu potu. Owoc z prawej strony smakował jak cola!


Ze słodyczy powyżej tylko te czekoladowe,,ptysie'' były jadalne:) Złote cukierki były wręcz ohydne. Nie przełknęłam nawet jednego.


Kolejne bezsmakowe kandyzowane owoce
Ryżowa wódka również nie podeszła mi smakowo. Widoczne na zdjęciu cukierki były smaczne, ale okazały się być Alpenliebe. To wszystko wyjaśniło. :)

sobota, 7 września 2013

Weekend z samą sobą

Dzisiejszy dzień był nieco zabiegany, a to dlatego, że wieczorem Jukka miał lecieć w podróż służbową do Hong-Kongu. W związku z tym w ciągu dnia było jeszcze trochę spraw do zrobienia . Na szczęście pakowanie zakończyliśmy mniej więcej koło południa, wszystko inne również udało się w miarę szybko i sprawnie załatwić. Co więcej, starczyło czasu na popołudniową partyjkę badmintona. A od tego wieczoru zaczęła się moja tygodniowa laba! :)

wtorek, 3 września 2013

Seurasaari i pulla jeszcze raz!

Dzisiaj o 13:00 umówiłyśmy się niedaleko miejsca, w którym pracuję i wspólnie ruszyłyśmy na dalszą eksplorację Helsinek. W praktyce miałyśmy jednak jedynie trzy godziny, jako że wieczorem Aga miała lot powrotny do Polski.
Najpierw udałyśmy się na wyspę Seurasaari, którą z grubsza obeszłyśmy w ciągu godziny. Spotkałyśmy kilka wiewiórek, ale chyba wszystkie były bardzo najedzone po lecie, bo nawet nie zainteresowały się jabłkiem, które im zaoferowałam. :) Chętnie przysiadłabym tam na ciderka, ale gonił nas czas, więc wsiadłyśmy na rowery i ruszyłyśmy wzdłuż wybrzeża Hietaniemi. Jakoś cały pobyt Agi stał pod hasłem nadmorskich klimatów, ale co tu innego oglądać jak dookoła sama woda i drzewa?



W międzyczasie zatrzymałyśmy się w jednej z przybrzeżnych kawiarni na kawę i oczywiście pullę! Cudownie świeciło słońce, więc usiadłyśmy na zewnątrz. Towarzystwa dotrzymywały nam wróbelki, które były tak oswojone, że bez problemu przysiadywały na dłoni i skubały z niej okruszki.:) Niestety były bardzo szybkie i nie udało nam się uwiecznić ich zdjęciu.  

Cafe Regatta




Ogarnęło nas błogie uczucie. Chętnie posiedziałybyśmy dłużej, ale trzeba było ruszać w drogę powrotną. W domu zjedliśmy jeszcze kolację, wypiliśmy wino na pożegnanie i zawieźliśmy Agnieszkę na lotnisko. Mam nadzieję, że jeszcze będzie miała kiedyś ochotę wrócić do Finlandii. :)

poniedziałek, 2 września 2013

Wielkie Żarcie

Dziś musiałam być cały dzień w pracy, więc niestety nie udało mi się zorganizować czasu Agnieszce, choć dobrze się nawet złożyło, bo dzień był deszczowy.
Wieczorem nasz gość zrobił pyszne spagetti bolognese (którego poprawna nazwa to podobno spaghetti al ragu) z oryginalnego przepisu prosto z Bolonii. Jukka natomiast wziął na siebie przygotowanie deseru. Ponieważ Agnieszka będąc u nas bardzo polubiła fińskie pulle, wybór padł na korvapuusti – słodkie bułki z cynamonem i kardamonem, posypane grubym cukrem. Dopiero co wyjęte z piekarnika, cieplutke i pachnące, były po prostu obłędnie pyszne. :)



niedziela, 1 września 2013

Niedziela w mieście

Uczestnicy Tour de Helsinki najwyraźniej kiepsko prosili o ładną pogodę, bo tuż po rozpoczęciu konkursu zaczęła się ogromna ulewa. Około godziny 11:30 cała załoga miała przejeżdżać niedaleko naszego miejsca zamieszkania, dlatego też zjawiłyśmy się z Agnieszką, żeby pokibicować naszemu bohaterowi w trakcie tych kilku sekund, kiedy będzie nas mijał:)  

Ku mojemu zdziwieniu ulewny deszcz dodał Juce jakoś dziwnie więcej energii. :)

Kiedy kibicowanie miałyśmy za sobą, wsiadłyśmy w pociąg podmiejski i pojechałyśmy do Helsinek. Tego dnia do południa pogoda była bardzo zmienna. W jednym momencie męczył nas uporczywy deszcz, za chwilę wychodziło słońce, a zaraz potem wzmagał się bardzo silny wiatr uniemożliwiający wręcz podążanie naprzód. I tak w kółko. Mimo trudnych warunków atmosferycznych zdecydowałyśmy się popłynąć do pobliskiej Fińskiej Twierdzy – Suomenlinny. To pełne uroku miejsce warto odwiedzić głównie latem i koniecznie urządzić sobie piknik. Niewątpliwą atrakcją Suomenlinny są także statki pasażerskie (np. Viking Line) przepływające blisko jej brzegu.











Schowane pod parasolem, pochodziłyśmy trochę po wyspie, a nasz długi spacer zakończyłyśmy w uroczej Café Vanille pijąc capuccino/latte i jedząc przepyszczne ciasto z jabłkami i toffee i równie smaczną pullę. :)






Po dotarciu na główny ląd wreszcie wyszło słońce i można było schować parasolki. Chciałyśmy wykorzystać tę możliwość i postanowiłyśmy dalej kontynuować spacerowanie. Z Kauppatori poruszałyśmy się wzdłuż Eteläsatama (Port Południowy) i parku Kaivopuisto, aż do parku Meripuisto. Dalej nie miałyśmy sprecyzowanych planów. Po prostu skręciłyśmy w którąś z uliczek i włóczyłyśmy się jakieś półtorej godziny po różnych zaułkach Ullanlinna i Punavuori.

Po tym czasie jednak uznałyśmy, że starczy na dziś chodzenia i że wreszie pora coś zjeść oraz wypić. I voila!

Ciderki i pollo gorgonzola/aglio e peperoncino w Bravurii